środa, 29 lutego 2012

ostatniego.

lubisz się czasem przestraszyć ?
owszem, sprowadzasz się wtedy na ziemie.
to dobrze.
dorastasz,musisz o tym pamiętać.

dopiero teraz żyjesz.
oddychasz.
czujesz [?]

upadłeś.
wcale nie wstałeś.
ten banał cię nie dotknął.
i chwała ci za to.




wtorek, 28 lutego 2012

czuję.

zima.
wiosna.
śnieg.
to nieważne.
wszystko jest poza tobą.
liczba mnoga w tym wypadku wymaga odwagi.

masz rację, to nie jest takie proste.
jesteś zagadką skazaną na przegraną.
wygrasz z deszczem i wiatrem.

czas już dawno przestał stać  w miejscu.

wyobraź sobie,że czas dogonił wiatr.
deszcz.
a ciebie nie ma.



niedziela, 26 lutego 2012

rozstrój.

niedobrze,źle,nie tak.
źle,gorzej,najgorzej.
o tym się nie pisze,prawda ?
wszystko chowa się w sobie.
żeby nikt nie wiedział.

to takie prywatne.
nasze.
rodzinne.

nie, ja też nie napiszę. 



sobota, 25 lutego 2012

i think nothing happens.

koniec ferii, koniec opierdzielania się !
serdecznie pozdrawiam miesiąc maj :)
dobrze jest pisać mając wszystko kompletnie somewhere.
NARESZCIE !!!

fantastyczny pomysł na życie mam !



wtorek, 14 lutego 2012

na wstecznym.

z zaciągniętym ręcznym.
tak,właśnie tak wygląda moje życie.
poruszam.
poruszam innych?
wątpię.
to raczej ludzie poruszają mnie.
ludzkie historie,dramaty.
wzruszam się.
tak normalnie.
patrzę na powolny zanik uczuć dwojga ludzi,którzy są razem od 37 lat.
kawał czasu,prawda?
za chwilę życie da niezłego kopniaka.
brutalnego.
trzeba będzie zejść na ziemie,żyć.
nie egzystować.
marzenia i medytacje to moje antidotum na "ten" syf.
być może pogrążają.
boję się,on też się boi.
ale lepiej bać się razem.
lepiej milczeć.
milczenie to najpiękniejsze co mogło przytrafić się człowiekowi.
to broń,która potęguje siłę.
milczeniem wygrasz prawie ze wszystkim.

płacz duszy.
tak, dusza-tylko ona stanowi o wartości człowieka.
reszta dla mnie może nie istnieć.
serce ?
tani,przereklamowany symbol syfu.

duszy nie zobaczysz,nie dotkniesz.
możesz ją jedynie poczuć milcząc.
trzymając za rękę,patrząc w oczy.
wsłuchując się w siebie.



poniedziałek, 13 lutego 2012

antydepresanty i inne takie tam.

jest i on-wolny czas.
paradoksalnie on mnie zabija.
ale zanim opowiem o nim, wypadałoby wspomnieć o pewnym wieczorze,nocy.
tak, była studniówka.
wyobrażałam sobie ten dzień inaczej.
i faktycznie był inny.
nie znaczy,że gorszy.
czas przed i w dzień samego,jednak ważnego dnia był niezwykle udany.
pracowity,nerwowy.
a przede wszystkim pouczający.
znowu się czegoś nauczyłam.
i cieszę się,że był to dzień inny niż chciałam.
bo był lepszy.
po prostu był.

nadmiar wolnego czasu zabija.
mnie.
szczerze mówiąc nie liczę dni do matury.
wiem co muszę zrobić.
wszystko dokładnie wiem.
jednak siedzi coś w środku co paraliżuje.
wyjście z domu, otaczanie się ludźmi to lekarstwo na wszystko.
praca to najlepsze lekarstwo na ten cały syf.
miłość.
tak właśnie na to, bo reszta po mnie spływa.
właściwie gdyby nie to,to nie byłoby tego bloga.
jakichś tam rozterek,walki.
byłabym pewnie całkiem normalną, 18-letnią dziewczyną.
a jednak.
to najczulszy punkt,wulkan,jądro ciemności, szklane domy  mówiąc językiem literatury.
dżuma.

nie wiedząc o tym, szkoła, mimo wielu negatywów bardzo mi pomogła.
ten budynek, jacyś tam ludzie, których właściwie nie znam.
i "jacyś",których mam nadzieję znam.
przez najbliższe dwa tygodnie nie będzie dobrze.
wewnętrzna równowaga zostanie zachwiana.
będzie źle,już jest.
nie lubię takiego odpoczynku, bo zaczynam nienawidzić własny dom.
a kocham go.
kocham do niego wracać.
kocham, chociaż już nie mam skąd do niego wracać.

kiedyś brałam torbę,pakowałam się.
kilka ciuchów,mp3,aparat,jakaś książką, której i tak nie czytałam.
kiedyś nie bałam się jeździć pociągiem.
kiedyś byłam zbuntowanym dzieckiem, które nie wiedziało jaką krzywdę sobie robi.
a raczej jaką ktoś zrobił.
dzisiaj jestem zbuntowanym, skrzywdzonym dzieckiem.








czwartek, 2 lutego 2012

przełom.

"(...) -jak Szymborska zapatruje się na miłość w Wydaniu II (poprawionym) Księgi Świata?
-(chwila milczenia... potem uśmiech)- no jak to, nigdy nie byłaś zakochana?"

tak to wyglądało ostatniego dnia stycznia.
uśmiechałam się wtedy od ucha do ucha.
bo to było najzwyczajniej głupie pytanie !
cholera, nie mogę sobie przypomnieć dokładnie jak to wyglądało.
ale pamiętam,że się uśmiechałam i patrzyłam przez okno.
i to była moja własna,prywatna lekcja z Szymborskiej...

bunt. 18-letni.
nie żałuję, nie wstyd mi.
mówię,co myślę.
przy wszystkich.
nie mam nic do ukrycia.
podobno dorastamy, tak?
zatem tak nas traktujcie w "maturalnej" klasie.
i nie utrudniajcie ostatnich miesięcy w szkole.
i nie mierzcie wszystkich jedną miarą.
dajcie się cieszyć 100dniówką.
dajcie się spokojnie przygotować.

ferii,odpoczynku,samotności,dobrej kawy i mnóstwa książek.
ciszy przerywanej najlepszą muzyką.
tego sobie życzę.
samej sobie.
bo tylko miłość uczy akceptować to, co nieuchronne.
tylko ona neutralizuje lęk przed przemijaniem.